A więc od początku

Czuje się jak dziecko z któro dorwało się do słoika z ciastkami. Łapie pełnymi garściami. Kopiąc coraz głębiej w sieci odnajdywałem coraz to ciekawsze informacje. Dotarłem do underground’ owego świata. Takich freak’ ów jak ja J. W końcu wśród swoich hehehe.
Otworzyła się przede mną wspaniała okazja. By nauczyć się czegoś nowego i zmienić swoje podejście do finansów, życia.
Po raz tysięczny napisze o budżecie domowym. O jego tworzeniu i zarządzaniu. Ale najpierw trochę o mnie i skąd pomysł na zarządzanie swoimi finansami.
Jako że całe życie uważałem, że zarabiam za mało prze prawie 5 lat pracy w Polsce nic nie zaoszczędziłem. Patrząc na ludzi z zazdrością i nie dowierzaniem. Na przykładzie mojego przyjaciela, myślałem jak on może odłożyć na samochód jak ja zarabiam 2 razy więcej i nic nie mam. Jak bym zrobił bilans 5 lat
pracy przypuszczam ze zszedł bym na zawał. Dlatego nie będę tego robił. Pierwszy rok w Szkocji też nie był najlepszy. Żadnego doświadczenia nie wyniosłem z Polski. Nawet jak dostawałem po Pu*ie przez pierwsze parę miesięcy o ile można to tak nazwać. Chodziłem i jęczałem, że nie mam pracy. Że jak można przeżyć za f4 dziennie na dwie osoby. Nie wspominając już o opłatach na które się zapożyczyłem. Nic to nie zmieniło. Poprawiła się sytuacja materialna to i myślenie wróciło na stare tory.
Potem się człowiek jakoś ogarną znalazł pracę, potem ją zmienił na lepszą i tak ciuła do tej pory. Ale w miedzy czasie zmienił tok myślenia … dalej zmienia.
Podczas jednej z burzliwych dyskusji ze znajomymi zażartowałem, że jak nie kupie na raty to i tak na to nie uzbieram. No i śmiechem, żartem zacząłem myśleć na serio o kupnie mieszkania w UK.
Po ok. 3 miesiącach od tego pomysłu stałem się posiadaczem mieszkania, któro poniekąd traktuję jak skarbonkę. Takie konto oszczędnościowe. Bałem się uwiązania. Ale w ogóle tego nie czuję, może dzięki temu, że wynająć komuś tu mieszkanie jest naprawdę łatwo i nie planuję go na razie sprzedawać. Nawet jak wrócę do Polski, jeżeli wrócę.
To jest z grubsza moja historia życia dorosłego. Przez cały ten okres, a zwłaszcza przez szkocki czas borykałem się z problemem oszczędzania, zarządzania moimi finansami. W końcu nie wiedziałem czy chce tu zostać czy nie. A z pustymi rękoma nie wrócę. Zwłaszcza, że wyjechaliśmy zaraz po ślubie, żeby uniezależnić się od rodziców (wiadomo Polskie realia. Młode małżeństwo mieszkające z rodzicami).
Od dłuższego czasu tworzyłem arkusze w Excelu wpisywałem wydatki, przychody, oszczędności. I dobrze mi szło …. Przez tydzień. Potem koniec. I tak w kółko i od nowa.
I gdy ja już się sam przekonałem do nowego stylu życia, nie potrafiłem przekonać do tego swojej drugiej połówki. I dalej borykam się z tym problemem. Gdy ja jestem w stanie sobie czegoś odmówić. U niej pojawiają się jakieś nie oczekiwane wydatki, których wcale, w ogóle nie planowała. I OK z tym się zgodzę, wypadki się zdarzają. Coś się zaplami coś podrze. Ale moje Kochanie zawsze potrafi wykorzystać taką sytuację. I mówi: „ Nie miałam wyboru” albo „nie było czasu”. I ciach sukienka która się jej podoba od 2 miesięcy a wyróżnia się (dla mnie) tylko ceną z katalogu. Ale co może facet poradzić jak jego ukochana robi te kocie oczy jak ze ‘Shreka’ J
W następnym wpisie już dużo, dużo mniej o mnie. Za to co wyczytałem ciekawego na temat budżetu domowego i czy w ogóle warto go używać. A tym czasem jeżeli w ogóle ktoś to czyta: jak wy przekonujecie swoich partnerów do oszczędności?

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kluczowe gałęzie przemysłu w Szkocji - czyli gdzie można znaleść pracę